Dieta ketogeniczna, czyli odchudzanie w hardcore’owym wydaniu

Dieta ketogeniczna, czyli odchudzanie w hardcore’owym wydaniu
Rate this post

Specjalnie spreparowane ciasteczka już były, są syntetyczne koktajle i inne sztuczne mieszanki, mamy diety głodowe i bardzo niskokaloryczne, wynalazki białkowe i różnej maści i autoramentu monodiety, ale diety-z-rurą-w-nosie jeszcze nie było. Przypuszczam, że do nas jeszcze długo nie zawita, ale skoro szaleje z tym Londyn być może warto przyjrzeć się i temu idiotycznemu wynalazkowi.

KEN czyli Ketogenic Enternal Nutrition jest czymś w rodzaju diety ketogenicznej (niskowęglowodanowej). Całkiem rozsądnie pomyślane można by stwierdzić gdyby nie fakt, iż na tej diecie, którą dietą trudno nazwać, pożywienie jest specjalnie opracowanym płynem podawanym do żołądka za pośrednictwem … nosa.

Płyn jest dozowany przez całą dobę, toteż osoba odchudzająca się w ten sposób, cały czas paraduje z rurą w nosie i butlą płynu przytwierdzoną gdzieś do ciała tak, by płyn cały czas wsączał się do żołądka.

Życie na diecie ketogenicznej

Życie na takiej diecie to prawdziwe wyzwanie. Wyobraźcie sobie, że jej „genialny” twórca wymyślił, iż rurę w nosie należy mieć przez cały czas, a w ciągu doby można pozwolić sobie jedynie na jedną jednogodzinną przerwę w jej noszeniu. W trakcie przerwy można na przykład wziąć prysznic. Trwa to 10 dni. W tym czasie w nos wpompowywana jest de facto syntetyczna mieszanka, a jedyne jedzenie, na jakie można sobie pozwolić, jest właściwie piciem w postaci herbatek, kawy, wody oczywiście bez dodatków tj. cukru czy mleka.

Geniuszem, który to wymyślił, jest włoski profesor Gianfranco Cappello. Jak widać profesorowie też bywają ludźmi niepoważnymi. Ja rozumiem, że takie pozaustrojowe żywienie jest koniecznością w pewnych sytuacjach, ale proponowanie takich rozwiązań osobom, które są zdrowe i mogą odżywiać się normalną drogą, jest bardzo, ale to bardzo poważnym nadużyciem. Jak tu zachować szacunek dla lekarskiego fartucha i profesury? Oczywiście dietetycy biją na alarm, twierdząc że ta metoda odchudzania przynosi więcej szkód aniżeli korzyści, ale i sami dietetycy nie są bez winy, bo każąc nam katować się niskokalorycznymi dietami (promując odżywianie oparte na węglowodanach za to eliminujące niezbędne nam tłuszcze) sami stawiają się na przegranej pozycji, bo tymi metodami niewiele osób skutecznie odchudzili – nie mam nawet pewności czy odchudzili kogokolwiek.

Koronnym argumentem na rzecz tej tzw. diety wysuwanym przez jej twórcę jest stwierdzenie, że .. zdrowa dieta i zdrowe jedzenie nie rozwiązują problemu otyłości, toteż trzeba sięgnąć po inną broń.

Cóż, idąc dalej tym tropem, mogę stwierdzić, że skoro konwencjonalna medycyna nie leczy jakichś chorób, pozostaje urynoterapia i jej podobne niekonwencjonalne eksperymenty.

No właśnie, problem jedynie w tym, że tzw. zdrowa dieta promowana wciąż jeszcze nazbyt nieodpowiedzialnie przez dietetyków nieszanujących niezależnych badań poza obowiązującym trendem wcale nie jest tak zdrowa, jak mogłoby się wydawać.

Na koniec dodam jeszcze, że takie odchudzanie pozaustrojowe jest diabelnie drogie, a zwykła dieta niskowęglowodanowa nie narażając nikogo na nieprzyjemne konsekwencje (zaparcia, smrodek z przewodu pokarmowego etc.) odchudza tak skutecznie, jak żadna inna dieta.

Anita Jurkin

pozdrawiam :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ forty four = fifty two